16.04.2010

sobota, 17 kwietnia

Przeszłość dzieciństwa wraca jak jawa. Pamiętam pomost na Kaszubach. Ja, jezioro i mój szept: - Przyjdź do mnie Jezu.
I wierzyłem, że Go zobaczę jak kroczy po po wodzie, że usiądzie obok mnie. Przytuli i osuszy łzy. Łzy złości, smutku. Zagubienia. 
Kilka lat później – na tym samym – pomoście zasnąłem. Przebudził mnie i wiatr i wysoka fala, dotykająca moich nagich stóp. Przebudziłem się bez strachu. Poczułem Jego obecność. On tam był. On jest tutaj. On jest obok mnie. Wysuszył moje łzy.


J 6, 16-21

Po rozmnożeniu chlebów, o zmierzchu uczniowie Jezusa zeszli nad jezioro i wsiadłszy do łodzi przeprawili się przez nie do Kafarnaum. Nastały już ciemności, a Jezus jeszcze do nich nie przyszedł; jezioro burzyło się od silnego wiatru.
Gdy upłynęli około dwudziestu pięciu lub trzydziestu stadiów, ujrzeli Jezusa kroczącego po jeziorze i zbliżającego się do łodzi. I przestraszyli się. On zaś rzekł do nich: "To Ja jestem, nie bójcie się". Chcieli Go zabrać do łodzi, ale łódź znalazła się natychmiast przy brzegu, do którego zdążali. 

1 komentarz: