8.01.2010

sobota, 9 stycznia



Wiem, że osiągasz nieosiągalne. Wiem, że potrafisz wszystko. Nasza rozmowa musi trwać nadal.
Panie, przez ostatnie dni nagadałem się z Tobą jak dawno. Mówiłem i prosiłem byś mi nie przerywał i mnie wysłuchał. Uczyniłeś to. Wiem, że mnie rozumiesz. Wiesz, że Cię nie opuszczę. Wiem, że będziesz i jesteś OBOK, TU.
Bez Ciebie Ta droga nie miałaby sensu, byłaby wybrykiem. A ja chcę trwać, a ja chcę zmierzyć się z własnymi strachami. Myślałem, że jestem skazany na porażkę. Ale widzę, że mogę, że potrafię. Chcę. Nie jestem skazany, jestem wyzwolony.


Mk 6, 45-52

Kiedy Jezus nasycił pięć tysięcy mężczyzn, zaraz przynaglił swych uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, do Betsaidy, zanim odprawi tłum. Gdy rozstał się z nimi, odszedł na górę, aby się modlić.
Wieczór zapadł, łódź była na środku jeziora, a On sam jeden na lądzie. Widząc, jak się trudzili przy wiosłowaniu, bo wiatr był im przeciwny, około czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze, i chciał ich minąć. 
Oni zaś, gdy Go ujrzeli kroczącego po jeziorze, myśleli, że to zjawa, i zaczęli krzyczeć. Widzieli Go bowiem wszyscy i zatrwożyli się. Lecz On zaraz przemówił do nich: "Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się". I wszedł do nich do łodzi, a wiatr się uciszył. Oni tym bardziej byli zdumieni w duszy, że nie zrozumieli sprawy z chlebami, gdyż umysł ich był otępiały. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz