2.11.2011

Wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych


Wspominam ojca Jana Berezę.
Zaczęło się (chyba) od Jego książki „Sztuka codziennego życia”. Przeczytałem, odłożyłem, zapomniałem. Potem (dzięki św. pamięci R) poznałem go osobiście. Wiele godzin rozmów, wiele godzin wspólnego milczenia.
Nazywano go nauczycielem medytacji chrześcijańskiej, a ja nazywam go przyjacielem odtrąconych. Może dlatego, że czasami sam się tak czuł. Bo? Nie wszyscy rozumieli jego fascynacje innymi religiami. Myślę, że miał więcej przyjaciół wśród niechrześcijan...
Odszedł w lutym, po długiej chorobie, na tyle długiej, że chciał mnie w ostatnich miesiącach widzieć, a ja przekładałem ten wyjazd z tygodnia na tydzień. Przepraszam.
Wspominam Cię dzisiaj, Janku, bo mi brakuje nie tylko wspólnej medytacji, wędrówek, nagan, ale także śmiechu, papierosów, wódki.
Długo wzbraniałem się, aby mówić Ci po imieniu, ale dzisiaj przychodzi mi to z taką łatwością, jakbyśmy się znali całe życie, a nie od zaledwie ośmiu lat.
Zawsze powtarzałeś, abym się pilnował, że bez dyscypliny, którą sobie muszę narzucić – nic nie osiągnę, wciąż się będę miotał. A potem zasypywałeś mnie książeczkami Gruna, Maina i wielu innych.
Pamiętam, gdy przez tydzień zamknąłem się w Twoim klasztorze, przyszedłeś do mnie po godzinie 22, niby na papierosa, ale taka naprawdę chciałeś zadać mi tylko jedno pytanie: - Czy twój pobyt w klasztorze, to zabawa, czy próba odzyskania siebie? Oburzyłem się na zabawę, bardzo! Ale Ty, ze spokojem, odparłeś: - Musisz tu jeszcze kiedyś wrócić.
Miałeś rację. Masz rację.




Łk 23, 44-46. 50.
52-53; 24, 1-6a




Było już około godziny szóstej i mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Słońce się zaćmiło i zasłona przybytku rozdarła się przez środek. Wtedy Jezus zawołał donośnym głosem: "Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego". Po tych słowach wyzionął ducha.
Był tam człowiek dobry i sprawiedliwy, imieniem Józef, członek Wysokiej Rady. On to udał się do Piłata i poprosił o Ciało Jezusa. Zdjął Je z krzyża, owinął w płótno i złożył w grobie, wykutym w skale, w którym nikt jeszcze nie był pochowany.
W pierwszy dzień tygodnia niewiasty poszły skoro świt do grobu, niosąc przygotowane wonności. Kamień od grobu zastały odsunięty. A skoro weszły, nie znalazły ciała Pana Jezusa. Gdy wobec tego były bezradne, nagle stanęło przed nimi dwóch mężów w lśniących szatach. Przestraszone, pochyliły twarze ku ziemi, lecz tamci rzekli do nich: "Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał".



1 komentarz:

  1. Dziś wiem, że niekiedy musimy przejść przez wielką burzę i ciemność, aby zobaczyć, kim jesteśmy naprawdę.
    Dziś wiem, że istnieje światło, które przez ból i cierpienie staje się coraz jaśniejsze.
    Dziś wiem, że musimy czasami dotknąć bram piekła, aby dojść do nieba.
    Dziś wiem, że czasami musimy doświadczyć opuszczenia przez Boga, aby być bliżej Niego.
    Dziś wiem, że Słowo staje się ciałem wtedy, gdy odkrywamy je w drugim człowieku, tak samo w bliskim jak i w obcym, przyjętym jak i w odrzuconym.
    Dziś wiem, że powinienem być nie lustrem, w którym inny dostrzega swoją ułomność, lecz oknem, przez które może dostrzec światło.
    Dziś wiem, że aby zmartwychwstać trzeba umrzeć dla siebie.
    Dziś wiem, że czasami trzeba chodzić nieznanymi ścieżkami, aby powrócić do Boga, który jest człowiekiem.
    Dziś wiem, że aby powrócić trzeba stać się innym, bardziej prawdziwym.
    Dziś wiem, że trzeba niekiedy upaść, aby powrócić.
    Dziś wiem, że liczy się tylko Miłość.

    o.Jan Bereza
    ................................................................

    Każda miłość byłaby trochę na niby
    każda przyjaźń stąd - dotąd
    każda wierność niewierna
    każdy umarły niesłowny
    umówił się i nie przyszedł
    miał zadzwonić i cisza
    nawet samotność przestałaby łączyć
    zresztą zrobiłoby się ogólne zamieszanie
    bo wszystko co się kończy jest za krótkie

    ale zegarek stary racjonalista
    nie ogląda się na wieczność
    liczy dalej dokładnie tylko pojedyncze sekundy
    których nie ma

    Czas - ks. Jan Twardowski

    OdpowiedzUsuń