Mówić – mówię zbyt wiele, słyszę – najczęściej jazgot.
Nie wątpię i nie zwątpię Panie w Ciebie. Ale nadal – wracam do tego usilnie – zawodzi mnie słuch, jakbym go tracił. Bo słyszę tylko jazgot, swój i innych.
Nie potrafię się skupić, przerywam, gdy ktoś chce opowiedzieć o sobie. Nie potrafię nie mówić o sobie. Wciąż. Bez ustanku, bez wyciągania wniosków, bez słuchania podpowiedzi.
Jestem pełen wiary, że TO się zmieni, jeżeli nie zejdę z drogi, którą obrałem, którą mi wskazałeś. Strzeż mnie Panie. A także moich przyjaciół i wrogów. Abym nie tylko mówić chciał, ale żebym słuchać potrafił.
Mk 7, 31-37
Jezus opuścił okolice Tyru i przez Sydon przyszedł nad Jezioro Galilejskie, przemierzając posiadłości Dekapolu.
Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę. On wziął Go na bok osobno od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: "Effatha", to znaczy: "Otwórz się". Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić. Jezus przykazał im, żeby nikomu nie mówili. Lecz im bardziej przykazywał, tym gorliwiej to rozgłaszali. I pełni zdumienia mówili: "Dobrze uczynił wszystko. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę".
...uzdrawiał, dotykał, kładł ręce...
OdpowiedzUsuńpalce, język, ucho....CIAŁO.....
ON nie zatrzymał niczego dla siebie,
a MY ??
i ślepi... i głusi... i stary to dzwonek... :)