Słowo odchodzi na drugi plan, słowo na nic się zda, gdy nie ma wiary.
Zawsze przekonywałem, że wszystko jest między słowami, ale zaczynam wątpić, czuję się pokonany.
Trędowaty poprosił o oczyszczenie. Dostał to, czego pragnął. Jezus poprosił go o skupienie, aby przeżył wewnętrznie spotkanie z Nim i cud uzdrowienia. Aby dostrzegł sens tego co się stało. Aby uwierzył. Ten jednak pobiegł i opowiedział wszystkim. Czy on na pewno ozdrowiał?
Karl Jaspers w Filozofii egzystencji pisze: Zabobonna wiara w język. Od samego początku człowiek błędnie rozumiał istotę swojego języka. Sądził, że dzięki nazwom posiadł substancję rzeczy, że przez poznanie nazw opanował je w magiczny sposób – dzięki znajomości imion rozciągnął swą władzę także nad bogami.
I? I trędowaty uznał, że wystarczy powiedzieć: „Jezusie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. A, gdy to się stało poczuł się ważny, lepszy. Niewiele zrozumiał. Ktoś powie, że nie można odmówić mu prawa do radości, bo ozdrowiał? Do radości – nie, ale do głupoty – tak!
Pan wyraźnie nakazał, aby milczał. Zdjął z niego chorobę i w zamian prosił o wiarę, nie rozgłos.
Ale stało się inaczej. W naszej naturze jest paplać, nadużywać słów, a potem przy ich użyciu tłumaczyć swoje roztargnienie.
Gdy człowiek wydobędzie się z fałszywej i zabobonnej wiary w język, dzięki temu, że uprzytomni sobie, czym język autentycznie jest i czego nigdy nie może dokonać – oznaczać to będzie wielkie wyzwolenie – pisze Jaspers i ma rację!
Język jest zbyt ułomny, by pokonać strach. Język jest niczym w miłości. Język jest zbędny w wierze. Absurd? Tylko początkowo.
I strach, i miłość, a przede wszystkim wiara potrzebują ducha, nie słów. Silny duch zwalczy strach, rozgrzeje miłość i podda się wierze. Słowa w tym wypadku są zbędne.
Za cud ozdrowienia należy dziękować cicho i roztropnie. Czynami, nie słowami.
Mk 1, 40-45
Trędowaty przyszedł do Jezusa i upadając na kolana, prosił Go: "Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić". Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: "Chcę, bądź oczyszczony". Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony.
Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił, mówiąc mu: "Uważaj, nikomu nic nie mów, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich".
Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego.
"I strach, i miłość, a przede wszystkim wiara potrzebują ducha, nie słów. Silny duch zwalczy strach, rozgrzeje miłość i podda się wierzę. Słowa w tym wypadku są zbędne." Wszystko zostało powiedziane, reszta jest milczeniem.
OdpowiedzUsuńNo właśnie najwięcej możemy pokazać czynami.
OdpowiedzUsuń