9.11.2010

wtorek, 9 listopada

Coraz mniej mnie przed ołtarzem, częściej goszczę Cię w sercu.
Nie potrafię się skupić podczas mszy. Nie potrafię słuchać. To – w ogóle moja wada. Ale w kościele słuchać nie wystarczy, w kościele trzeba być obecnym ciałem i duchem. Ja ostatnio nie potrafię.
Jestem nieobecny. Łatwiej mi rozmawiać z Jezusem w pustym przedziale pociągu, na peronie, podczas długich moich wędrówek.
W kościele dosięga mnie jakiś, nienazwany jazgot. Coś i ktoś mi wciąż przeszkadza. Czuję się czasami jakbym naprawdę był na targowisku, a nie w domu Ojca.
Nie obwiniam innych. Winy szukam w sobie. A może po prostu mam taki etap w relacji z Bogiem. Kolejny. Ważne, że zupełnie się od Niego nie oddaliłem...


J 2, 13-22

Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus udał się do Jerozolimy. W świątyni napotkał tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie, oraz siedzących za stołami bankierów. Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: "Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu mego Ojca targowiska". Uczniowie Jego przypomnieli sobie, że napisano: "Gorliwość o dom Twój pożera Mnie".
W odpowiedzi zaś na to Żydzi rzekli do Niego: "Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz?" Jezus dał im taką odpowiedź: "Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo". Powiedzieli do Niego Żydzi: "Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię, a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni?" On zaś mówił o świątyni swego Ciała. Gdy zatem zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz